niedziela, 6 stycznia 2013

CZTERY KRÓLOWE

Dawno nie było ameliowych niespodzianek, ale nadrabiam i dziś o niespodziance potrójnej dla trzech najlepsiejszych - Małgosi, Martynki i Marty. Razem jesteśmy królowymi wielu rzeczy - sportu, wyprzedaży i w ogóle królowymi wszystkiego. Uznałam zatem, że królowe zasługują na korony, berło i inne insygnia, a cała uroczystość powinna odbyć się w święto Trzech Króli. Ostatnie dni spędziłam zatem na przygotowaniach do koronacji.


Aż "wreście" dzisiejszego popołudnia każda z królowych okryta królewskim płaszczem i dzierżąc w ręku berło otrzymała odpowiedni dla siebie tytuł:


Małgosia - Królowa Imprez (Wasza Imprezowość)

Martynka - Królowa Organizacji Życia (Wasza Organizacyjność)


Marta - Królowa Fociasków (Wasza Fociaskowość)


W komplecie z tytułem każda z królowych otrzymała dokument poświadczający koronację, koronę oraz srebrno-złotą wizytówkę.


P.S. Fociaski, z wyjątkiem dwóch pierwszych i tych, na których sama występuje wykonała oczywiście Wasza Fociaskowość.

poniedziałek, 8 października 2012

plama z czekolady

Pabla poznałam dzięki stronie Couch Surfing (dla niewtajemniczonych - http://pl.wikipedia.org/wiki/CouchSurfing), gdy wysłał do mnie zapytanie z prośbą o przenocowanie na 3 noce. Niestety, okazało się, że w terminie jego przyjazdu mam biwak, ale mogłam zaoferować mu odebranie z lotniska i oprowadzenie po mieście, bo w dniu jego przylotu jeszcze byłam w Gdańsku. Ponieważ miał przybyć rano pomyślałam, że pewnie będzie głodny i postanowiłam przynieść mu coś smakowitego na śniadanie.

Przygotowałam gorącą czekoladę i przelałam do termosu, a w drodze na lotnisko kupiłam drożdżówkę. Jak się okazało trafiłam w dziesiątkę, bo Pablo był głodny do tego stopnia iż zaczął pałaszować drożdżówę już w autobusie. Odkręcił też termos z czekoladą i wlał ją sobie do kubka. Posilając się opowiadał mi coś bardzo rozemocjonowany. Swoją wypowiedź chciał podkreślić gestami i tak czekolada momentalnie znalazła się na jego spodniach. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, a moje rozbawienie jeszcze wzrosło, gdy okazało się, że to jedyne spodnie, które zabrał na 4-dniowy wypad do Gdańska...

Od tamtego czasu mimo, że przecież mieszkamy daleko, to widzieliśmy się parę razy, sporo gadamy, raz częściej, raz rzadziej, ale zawsze potrafi rozbawić mnie swoim czarnym humorem. Bardzo często rozmawiając, sprzeczamy się na żarty, a gdy wspominamy dzień w którym się poznaliśmy, to Pablo ma w zwyczaju wmawiać mi, że to JA wylałam na niego tą czekoladę i oczywiście zrobiłam to specjalnie... ;)
Dziś mijają dokładnie dwa lata od kiedy plama czekolady pojawiła się na spodniach Pabla. Gdy ostatnio gadaliśmy to wydawał się on trochę przybity (ach ta jesień w Walencji ;)), więc postanowiłam go nieco rozbawić. Efekty poniżej :)



piątek, 7 września 2012

viva la poczta ;)

Viva nasza szybka poczta! A na pewno o wiele szybsza od tej hiszpańskiej (moje kartki z Hiszpanii szły chyba z 3 tygodnie!!!) W związku z takim opóźnieniem z pocztówkami nie spodziewałam się, że pasztety tak szybko dotrą, a tu proszę. I chyba odbiorca zadowolony. Nawet się pochwalił na fejsie ;) Jak klikniecie na fotkę, to zobaczycie lepiej:)


środa, 5 września 2012

wycieczka

Nie twierdzę, że moja wizyta mogłaby uszczęśliwić każdego na świecie. Z pewnością jest sporo takich osób, które nie powitałyby mnie z wielką radością ;) Ale (mam nadzieję) jest jeszcze kilka osób, które ucieszyłoby się na mój widok. Pewnie każdy z Was ma takich znajomych, z którymi mimo, że uwielbia rozmawiać i spędzać czas to jakoś za często się nie widuje. Bo się mieszka trochę dalej, bo akurat się jest zajętym, bo się wyjeżdża, bo się jest chorym... I jakoś tak zleci pół roku albo i więcej. Do takich osób należy właśnie D.

D. jest księdzem i poznałam go... łapiąc stopa. Ruszając do Potęgowa na kurs podharcmistrzowski razem z Markiem postanowiliśmy zakosztować trochę przygody i jako środek transportu wybraliśmy właśnie samochody osób, które będą tak miłe i zachcą nas podrzucić parę kilometrów. Jednym z naszych kierowców był właśnie D. Okazało się, że nie dość, że D. również wybiera się na ten sam kurs, to jeszcze mój towarzysz podróży go zna. Podróż do Potęgowa upłynęła nam niezwykle szybko i w wspaniale się rozmawiało. Jedyne, co było dziwne dla mnie to mówienie do księdza po imieniu. Nie wiem czemu, ale jakoś zawsze ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Do Prezesa też bardzo długo zwracałam się "proszę księdza". No, ale skoro na kursie mieliśmy wiceprezydenta Gdyni i do niego też mówiliśmy po imieniu to jakoś i te "proszę księdza" mogłam sobie w stosunku do D. podarować.

W Potęgowie bardzo się zaprzyjaźniliśmy, ale niestety jakoś nie zawsze jest czas by się zobaczyć i pogadać. Dziś postanowiłam to zmienić i wybrałam się na małą wycieczkę. Wcześniej upiekłam ciasto, aby nie jechać z pustymi rękoma. No i zrobiłam małe śledztwo. Chciałam bowiem, by moje odwiedziny były niespodzianką, więc postanowiłam odwiedzić D. w szkole, gdzie prowadzi lekcje religii. Poszperałam trochę w internecie i jak się okazało wcale nie trudno dowiedzieć się, jaki ksiądz, gdzie uczy. Potem zadzwoniłam do szkoły z zapytaniem o godziny pracy księdza D. w dniu dzisiejszym. Niestety pani dyrektor powiedziała mi jedynie, że mogę go zastać w trochę późniejszych godzinach, także nie wiedziałam do końca, czy dobrze trafię. Ale złożyło się idealnie, bo D. akurat miał okienko. Ujrzenie jego zaskoczonej miny, gdy wyglądał z pokoju nauczycielskiego było największą nagrodą. Czy ciasto go zabiło, to jeszcze nie wiem, degustację zostawił sobie na później.


 P.S. Ciekawe jak tam pasztet w drodze do Hiszpanii? Och chciałabym zobaczyć minę króla pasztetów, gdy odbierze pudło z poczty:) Jak adresat otrzyma przesyłkę nie omieszkam się Was poinformować.

niedziela, 26 sierpnia 2012

król pasztetu

Zaszczytu zostania pierwszą "ofiarą" niespodziewanych niespodzianek dostąpi pewien kataloński amator polskich pasztetów (szczególnie tych z pomidorami). Poznałam go w czasie mojego Erasmusa w Tarragonie i od razu bardzo polubiłam. Z pewnością był jedną z pierwszych osób do, których nie wstydziłam odezwać się moim kalekim hiszpańskim, może dlatego, że on z kolei nie wstydził się od czasu do czasu wtrącić kilku z trudem nauczonych w czasie zagranicznych wojaży słów po polsku ("Mash fajnom dupem" itp.). No, ale nie darzę go sympatią tylko z powodu katalońskiego akcentu przy próbach oswojenia naszej mowy ojczystej. Przede wszystkim to chłopak o wielkim poczuciu humoru i wielkim sercu (zakochuje się tak średnio 3 razy na każdy nowy semestr Erasmusów), z którym w przeciwieństwie do wielu Hiszpanów można pozwolić sobie na żarty z lekkim podtekstem nie obawiając się, że za chwilę będzie chciał wszczynać jakiś romans.

Ponieważ w czasie tegorocznych wakacji biedak wykorzystał już niemal cały należny mu urlop, to uznałam, że przyda mu się nieco przyjemności w życiu chociażby w postaci polskiego pasztetu. Ponieważ produkt ten uważany jest przez mojego katalońskiego kolegę za wyjątkowy specjał to uznałam, iż zasługuje on na równie wyjątkową oprawę. Zasiadłam zatem do tzw. prac plastycznych i tak oto powstało opakowanie godne (mam nadzieję) tego niezwykłego smakołyku. Oto efekty mojej twórczości:



Ekskluzywne opakowanie już obłożone w papier, zaadresowane i jutro z rana na pocztę. A w oczekiwaniu na reakcję obmyślanie następnej niespodzianki dla kolejnej, niczego nieświadomej "ofiary"... ;)

sobota, 25 sierpnia 2012

pomysł

Kiedy film "Amelia" pojawił się w 2001 roku na ekranach kin, zakochałam się w nim od pierwszego obejrzenia.  Widziałam go już wiele, wiele razy (w tym co najmniej 3 razy w kinie), ale zawsze znajduję w nim coś innego i inspirującego. Główna bohaterka ujęła mnie swoją pomysłowością i poczuciem humoru. Dawno już wpadłam na pomysł, aby tak jak ona spróbować uszczęśliwiać ludzi za pomocą małych niespodzianek. Może zresztą "uszczęśliwiać" to trochę duże słowo, chciałabym po prostu, by osoby, do których niespodzianki będą adresowane chociaż przez chwilę uśmiechnęły się, a może uda się, by dobry nastrój towarzyszył im cały dzień...

Będę starała opisywać tutaj sposoby, w jakie postaram się umilać życie moim bliższym i dalszym znajomym. Miłego czytania! Pierwsza dzianka niespo już w przygotowaniu!